piątek, 27 kwietnia 2012

ile można?

czwartek, 9 lutego 2012

Jak cudowie...

... jest wrócić do domu po paru miesiącach nieobecności, po trudach sesji, tylko po to, żeby po paru dniach boleśnie sobie przypomnieć, czemu tak bardzo chciało się go opuścić...

piątek, 3 lutego 2012

Ludzie mnie nienawidzą

Spóźniasz się na egzamin, jakoś nikt nie dzwoni. To przecież ważne, teoretycznie. Zwracasz komuś uwagę na fejsie, to zaczyna na ciebie kurwami rzucać, bo "to jest jego zdanie i chuj", a ty śmiesz je podważać. Dwa posty, naprawdę pokojowe, grzeczne, w żaden sposób nie atakujące, nikogo, nigdzie, a posądzają cię o jakieś straszne rzeczy. Wyjeżdżasz na studia, mieszkasz sama. Nagle telefon, że w sumie to twoja mama z rodzeństwem przyjeżdża gdzieś obok do kina, może wpadniesz? Ok, ale seans za 15 minut, nie wyrobisz się, to może przyjdź później i gdzieś pójdziemy razem, co? Ok. Trzy przystanki drogi. Trzy przystanki jedziesz prawie pół godziny, bo droga nagle oblodzona, na wiadukt nie da się wjechać, korek, koniec świata. Dojeżdżasz, a oni akurat z kina wychodzą, nie jest tak źle, idziecie do jakiegoś fast fuda... Ale w sumie to oni już muszą jechać. I kupujesz żarcie, oni wychodzą, jesz sama, jakieś dresy dziwnie na ciebie patrzą. Masz jednego znajomego, z którym jesteś w stanie porozmawiać o czymkolwiek, zapraszasz go na Sylwestra i słyszysz, że nie może, że spędzi tę noc w domu w ramach kary za cośtam. O drugiej dostajesz telefon od niego i wspólnego znajomego z imprezy, na którą nikt nie pomyślał nawet, żeby cię zaprosić. Następnego dnia słyszysz, że nie chciało mu się do ciebie jechać, bo to za daleko. Jest po sesji, zapowiadasz, że na resztę wolnego czasu przyjedziesz do domu. Dzwonisz, pytasz, czy ktoś będzie w tym czasie w mieście, słyszysz, że nie, będzie jutro, ale wsiądź w autobus, przyjedź sama, przyjedziemy po ciebie na przystanek, tylko zadzwoń wcześniej, żebyś nie stała, nie marzła. Dzwonisz dwa razy, raz, jak wsiadłaś, że już jedziesz, że będziesz za godzinę, każą zadzwonić potem jeszcze raz, jak będziesz bliżej, żebyś nie stała, nie marzła, żeby oni też nie stali bez sensu, tam nawet nie ma gdzie zaparkować. Dzwonisz 20 minut przed wysiadką, dzwonisz, bo wiesz ile czasu jeszcze, autobus zaopatrzony w elektroniczną tablicę z trasą, czasem, przystankami i jak wół widać, że 20 minut jeszcze, to dzwonisz, słyszysz, że ok, będą. Wysiadasz, nikogo nie ma, dzwonisz jeszcze raz, "właśnie wychodzę". Jasne, spoko, poczekasz, katar w nosie zamarza, poczekasz, to dziesięć minut, spieszyłaś się, wychodząc, bo autobusy co godzinę, nie przebrałaś się, ba, nawet czapki i rękawiczek zapomniałaś, poczekasz, spoko. Od tego się nie umiera, ty wiesz, ty wiesz też, że nie powinnaś się spodziewać, że się ktokolwiek pojawi o czasie, bo w historii takich przypadków jeszcze nie odnotowano. I tylko się teraz zastanawiasz czy to ty jesteś taka straszna, czy to wszyscy ludzie są źli.

czwartek, 26 stycznia 2012

ACTA, ACTA, ACTA

Nie będę mówić, kto jest zły, a kto dobry, bo nie muszę, nie będę mówić, dlaczego tak jest, bo nie muszę. Powołuję się na źródła wyglądające na wiarygodne oraz te, które w ogóle wpadły mi w ręce (nie mam dostępu do radia i telewizji - znaczy mam - w Necie, ale mając Net nie potrzebna mi telewizja&radio). I chcę wyrazić tylko swój głęboki niepokój:
Boję się.
To wszystko wygląda strasznie niejasno i, jeśli przyjąć, że to, co wiemy jest wszystkim co wiedzieć powinniśmy - nie ma w tym za grosz logiki. Na ulicę wyszła taka kupa ludzi, że rząd powinien dostać chociaż dreszczy. Ale posłowie lecą w sobie tak zwane kulki i raczej sprawiają wrażenie, jakby głos tych kilkudziesięciu tysięcy ludzi na ulicach w ciągu dwóch dni (naprawdę nie muszę wspominać o Internetowym ruchu oporu, mogę śmiało powiedzieć liczy sobie x razy więcej uczestników) zupełnie ich nie ruszał. Już pal sześć, że podobno mamy demokrację i ktoś jednak powinien chociaż udawać, że nasz słucha. Ale, na litość boską, nawet, jeśli zakładać najczarniejszy scenariusz rzeczywistego wyglądu państwa, to polityków obchodzić powinno chociaż ile ludzi w tym momencie nie będzie na nich głosować. A jakoś zdaje mi się, że w tym momencie mają to w dupie, tak, jakby albo wcale im nie zależało (taaaak), albo jakbyśmy w ogóle mięli stracić ten niewątpliwy przywilej wybierania sobie właściciela buta na naszej twarzy (idąc za Sweeney Toddem: "Because in all of the whole human race, Mrs. Lovett, there are two kinds of men and only two. There's the one staying put in his proper place and one with his foot in the other one's face."), co też brzmi jakoś abstrakcyjne.
Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś powiedział coś ważnego w tej sprawie, to prędzej czy później by to do mnie dotarło, fejsbuk zatyka się od ilości informacji na ten temat. No i tak: na początku tej całej afery, jak Net zapłonął sprzeciwem, nie widziałam jakiejś konkretnej odpowiedzi na zarzuty wobec polityków. Żadnych odpowiedzi, wyjaśnień, zapewnień. Dopiero dwa czy trzy dni przed popisaniem tego szatańskiego dokumentu, Boni wszem i wobec oświadczył, że już za późno (abstrahując od informacji, że państwa UE podobno mają czas do marca 2013, żeby ACTĘ podpisać lub wywalić). I teraz tak: czy to znaczy, że specjalnie nie spieszyli się z wyjaśnieniami i czekali na moment, w którym powiedzą, że już po ptakach? Dwa: sporo mają jeszcze ponad rok, to czemu "za późno"? I trzy: skoro Unia nam to dała do rozważenia I PODPISANIA LUB NIE, to czemu, do cholery jasnej, rząd stojąc w obliczu pierwszej wojny Internetowej tak sobie bimba na to, co mówi lwia część kraju? Oni też mają buta na twarzy, tylko nie do końca mogę być pewna czyjego. Tylko o ile oni paradują sobie w klapeczkach, o tyle na twarzach mają odcisk glana, mam wrażenie. Nie, to nie jest usprawiedliwienie, to tylko źle o nich świadczy.

PS. przed chwilą na kwejku pojawił się mem:
(jestem zdecydowaną przeciwniczką memów po polsku + uważam kwejka za bardzo wtórnego śmiecia, no, ale, jak się człowiek musi do sesji szykować, to i na kwejku siedzieć będzie)

Moja odpowiedź brzmi: [link]

Bonus1: [link]

Bonus2: A Niesiołowski wyzywa nas od idiotów.

EDIT:
Zapomniałam dodać paru słów o aktualnym problemie z wpisami na fejsie Kancelarii Premiera. Oficjalnie właśnie podano, że usunięto 7774 wpisy. Urzędnicy tłumaczyli, że to ze względu na to, że łamały Netykietę, ale właśnie się okazało, że wtopa, bo postów wulgarnych było ok 1.5%. To fajnie, że Kancelaria Tuska wcale nie kryje się z tym, że ma nas w dupie. [link]

EDIT2:
Jeśli chodzi o podsumowanie całego tego zamieszania, to jak zwykle mogę liczyć na swoich znajomych:

15:29:42: banda jebanych kretynów.

Nie mam nic do dodania, dziękuję, dobranoc.