środa, 8 grudnia 2010

Właściwie, to mogłabym teraz umrzeć, bo czemu nie? Takie trwanie w oczekiwaniu na nadejście, w końcu, śmierci, jest strasznie denerwujące, a jednocześnie nudne. Stoisz w tej pieprzonej kolejce, gapisz się na plecy tych przed tobą (a pomyślcie sobie, że ja im nawet ramion, z reguły, nie sięgam) i zastanawiasz się, w którym miejscu by się stało, gdybyś przyszedł pięć minut wcześniej?! "Życie jest przygnębiające i niesprawiedliwe", dlaczego w ogóle muszę stać w jakiejś kolejce? Skąd ona? W ogóle - dokąd? Ja pierdolę, co jest na końcu? Ktoś wie, ktoś na pewno wie, tylko, broń boże (hahahahaha), słuchać mi tych tam, na czarno, z koloratką werżniętą w podbródki, bo ani to mądre, ani szczere. Za to bogate, nie?

To zdecydowanie nie jest to, co "powinnam" teraz robić

To takie głupie. Ludzie mówią "zrobiliście to?" jakby powiedzenie wprost było jakąś straszną obelgą albo sprawiało im ból. Dlaczego nie mogą normalnie powiedzieć "kochaliście się?", "uprawialiście seks?" czy coś w ten deseń? Boże, jak ja mówię, jak ja zupełnie bez sensu mówię. To jest jakaś pieprzona agonia, tak, wydaje mi się, że umieram, kim ja w ogóle, kurwa, jestem? Pacynką. Tak, jestem Pacynką. I umieram. To jest moja mowa agonalna, a "tu i teraz", za moment będzie "ostatnią, pieprzoną chwilą mojego życia", jakie to żenujące.